Notka: Konkurs u Danio

Hej!

Dzisiaj mam dla Was coś specjalnego, a mianowicie moją pracę na konkurs na blogu Danieli Moonwood. Zapraszam!

Na początku krótki wstęp. Moja praca (pochwalę się, a co!) zajęła drugie miejsce, za które można było dostać 500 starcoins i (co najważniejsze) niesamowitą satysfakcję! Już wyobrażam sobie: kupię za to, co mi zostało i to, co dostanę konia, którego nazwę CośtamWinner :D Chociaż w sumie, moja wyobraźnia pędzi jak szalona, to pewnie niedługo zmienię zdanie i kupię coś innego albo oszczędzę. 
Ale od początku. Ostatnio, kiedy akurat robiłam coś na telefonie, przyszło mi powiadomienie z Bloglovin (btw, polecam tą apkę! Kiedyś napiszę o tym coś więcej) o nowym poście z wynikami. To ja, oczywiście, od razu weszłam w post i specjalnie zakrywałam wygranych, żeby być w takim napięciu, dopóki nie przeczytam wstępu. Potem patrzę, a tam ja! To było mega zdziwienie, bo to opowiadanie pisałam totalnie spontanicznie, nie miałam pomysłu na zakończenie, a wymyślałam je w trakcie :P Co nie znaczy, że się nie starałam, wręcz przeciwnie - starałam się bardzo mocno, w końcu wysyłam to do jednej z ulubionych blogerek! Teraz, jak to czytam, to zastanawiam się, czy naprawdę zasłużyło na to drugie miejsce... No, ale nie narzekam! Jak chcecie, możecie napisać, czy się podobało.
Dobra, a teraz przejdźmy do rzeczy (jest trochę długie, ostrzegam). Miłego czytania!


"Dzień w Lawendowych Wzgórzach"

Był ciepły, lipcowy poranek. Spałam w najlepsze w busie, który miał mnie zawieźć na wakacje do Sztokholmu. Och, jak ja zawsze chciałam zwiedzić to miasto! Poprzedniego wieczoru Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie dotrę na miejsce. Jechałam w końcu już od wczorajszego popołudnia.
Sen przerwał mi zmęczony głos kierowcy.
 - Przystanek końcowy, Jorvik!
Obudziłam się; w półśnie leniwie zaczęłam przetwarzać słowa kierowcy. Chwila... Coś tu nie pasuje... Jorvik? Miałam być w Sztokholmie...
To wystarczająco mnie rozbudziło. Wzięłam swoją torbę i poszłam, a wręcz potruchtałam do kierowcy.
 - Przepraszam, gdzie jesteśmy? - spytałam z niepokojem. Jeśli się nie przesłyszałam, to będę miała kłopoty...
 - W Lawendowych Wzgórzach, w Jorviku - odpowiedział mi niechętnie. Widać było, że był zmęczony i niechętny do wykonywania swojej pracy.
 - Och nie... - mruknęłam do siebie. Za chwilę znów zwróciłam się do kierowcy -  To nie był bus do Sztokhlomu? 
 - Ech.. Nie, mała, jeśli nie masz więcej pytań, to zmiataj. Już skończyłem zmianę.
 - Kiedy będzie bus z powrotem?
 - Jutro rano. Zobacz sobie, tam masz rozkład jazdy. Do widzenia. 
Mężczyzna wyszedł z autobusu.
Och... Niedobrze. Co ja powiem rodzicom? Jak spóźnię się kilka dni? Może do nich zadzwonię?
 - Świetnie, nie ma zasięgu - mruknęłam sama do siebie. Gdzie ja w ogóle jestem? Spojrzałam na tabliczkę obok mnie. "Wioska Lawendowego Jeziora" głosił znak. Obok była strzałka, skierowana na północ. Co zrobić, pomyślałam, muszę tam chyba pójść, tam pewnie żyją jacyś ludzie...
---
Kiedy dotarłam do wioski, zachwycił mnie jej wygląd; drewniane chaty obrośnięte winoroślą, górski krajobraz i wszędzie lawenda (oraz jej urzekający zapach). Jedyne, co mnie zdziwiło, to to, że nie było tam żadnych ludzi...
Zauważyłam, że na jednym, trochę porządniejszym budynku była drewniana tabliczka z napisem "Biblioteka". Świetnie, pomyślałam, może tam ktoś będzie...
Jednak nikogo tam nie zastałam. Może to już opuszczona wioska...?
Otworzyłam drzwi, żeby wyjść i postanowiłam wracać. Szybko tylko omiotłam wzrokiem okolicę...
Jest! To człowiek! W dodatku wygląda na tubylca! A raczej tubylczynię, bo to była dziewczyna, wyglądała na jakieś dziewiętnaście lat.
 - Ekhem... Witaj - powiedziałam i podeszłam do niej.
 - Cześć! Kim jesteś?
 - Och, ja jestem Adrienne, miło mi. Chciałabym się o coś spytać.
 - Śmiało! - odparła z radością.
 - Mieszkasz tutaj? Dlaczego jest tu tak mało ludzi?
 - Świetne pytanie! Dzisiaj mamy Festiwal Nocy Gwiazd. I tak, mieszkam tutaj. Jeśli masz czas, mogę cię oprowadzić!
 - Och, mam czas do jutra - odpowiedziałam. - Chętnie bym się wybrała na Festiwal, jeśli będziesz tak miła i pokażesz mi, gdzie to jest.
---
Szybko złapałam kontakt z dziewczyną. Ylva, bo tam miała na imię, zaprowadziła mnie na główny plac. Obchody trwały w najlepsze, a scena wyglądała bardzo ładnie i tak swojsko: kilka osób tańczyło w rytm energicznej muzyki, dziewczynki siedziały na trawie i plotły wianki, chłopcy biegali i krzyczeli, a reszta kupowała coś przy stoiskach. Kobiety były ubrane w piękne, wzorzyste suknie, jak się domyśliłam, tradycyjne dla ich regionu.
 - Tu jest pięknie - powiedziałam Ylvie, jak tylko tam przyszłyśmy.
 - No, a jak pachnie! - sama zachwycała się, jakby to był jej pierwszy raz na tym festiwalu. - Pójdziemy zobaczyć stragany?
 - Pewnie - odparłam i ruszyłyśmy w ich stronę.
Na wielu z nich były przeróżne rzeczy do jedzenia. Świeży chleb, miód lipowy i różności podpiekane na ognisku miały przepiękne zapachy. Pierwszy raz w życiu jadłam kandyzowane fiołki i lawendę. Lody jagodowe były jednak najpyszniejsze, bo miały naturalny smak.
Na innych z kolei były różne kwiaty, rzadkie kamienie lub też różne akcesoria dla koni.
Wioska ta była mocno związana z końmi. Jeździli głównie na haflingerach, co bardzo mi się spodobało, bo je uwielbiam! Ylva nawet pożyczyła mi swojego konia, Shadewalker, i mogłam się przejechać. Był wyjątkowo spokojny, ale i posłuszny i miły.
 - Bardzo ładnie jedziesz! Pewnie jesteś doświadczonym jeźdźcem? - spytała już po jeździe.
 - Może nie doświadczonym, ale lubię jeździectwo - odparłam. Zsiadłam z konia i pogłaskałam go delikatnie.
 - Dobra robota, Shade - powiedziała Ylva do swojego konia. - Może pójdźmy już nad jezioro? - zwróciła się do mnie. - Robi się późno.
Faktycznie, niebo się już ściemniło, a ja nawet nie zauważyłam. Zachód słońca już był za pasem.
 - Nad jezioro? Po co? - zdziwiłam się, bo myślałam, że zaproponuje powrót do domu.
 - Żeby coś zobaczyć, to niespodzianka!
 - Skoro tak mówisz... - odparłam i dałam się poprowadzić Ylvie.
---
Kiedy już dotarłyśmy, zobaczyłam, że wszyscy tańczą nad jeziorem. Było już zupełnie ciemno, ale wszyscy doskonale się bawili.
 - I co? - spytałam z zaciekawieniem. - Co chcesz mi pokazać?
 - Zaczekaj - Ylva wyraźnie czegoś wyczekiwała. - Na razie potańczmy!
 - Och.. - zaczęłam zawstydzona - Ja nie umiem tańczyć.
 - Nasz tradycyjny taniec jest łatwy, spokojnie dasz radę. Chodź, pokażę ci - złapała mnie za ręce. - Ta noga tutaj, a druga tam. I powtarzasz. Teraz lewa ręka tu... Świetnie ci idzie! Tańczysz lepiej ode mnie! - Ylva uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwzajemniłam. Zawsze lubiłam tańczyć, ale się wstydziłam.
 - Hej, ludzie, to już! - krzyknął ktoś z tłumu. Ylva momentalnie skończyła tańczyć i spojrzała na niebo. Zdziwiona, zrobiłam to samo, a wtedy zobaczyłam....
Na tle nocnego nieba rozciągała się przepiękna, majestatyczna zorza polarna. Kolory tańczyły wśród czerni i granatu, a gwiazdy migotały na wszystkie strony.
 - Chwilkę, muszę coś zrobić - powiedziała Ylva i pobiegła przed wszystkich zebranych. Na tle zorzy wyglądała bardzo władczo. Wszyscy spojrzeli na nią, a ona zaczęła mówić.
 - Witam wszystkich zebranych! Cieszę się, że zechcieliście przyjść na osiemdziesiąte siódme obchody Festiwalu Gwiezdnej Nocy! Jako już pełnoprawna burmistrzyni Wioski Lawendowego Jeziora pragnę wszystkim podziękować i życzyć jak najobfitszego kolejnego roku. Wszystkiego najlepszego!
Patrzyłam na nią ze zdziwieniem, w końcu miałam prawo się zdziwić. Podeszła do mnie, przeprosiła i skwitowała to krótkim "to tradycja, burmistrz nie może odpuścić przemowy".
 - A więc... jesteś burmistrzynią? 
 - Tak. Mam już osiemnaście lat, a od tego wieku obowiązkowo startuje się w losowych wyborach. I padło na mnie.
 - Ach... - zastanawiałam się, co powiedzieć. - Ciekawie. 
---
 - Proszę wsiadać! - rozległ się głos kierowcy busa. - Przystanek końcowy: Sztokholm!
- No, to jak ci się podobało? - spytała Ylva.
 - Było super. Przyjadę jeszcze kiedyś - odpowiedziałam. Yvla poprzedniej nocy zgodziła się mnie przyjąć i spałam u niej. Rano wyszłyśmy razem na busa. 
 - To do zobaczenia. 
Przytuliłyśmy się, ja wsiadłam do busa i zajęłam miejsce. Mogłam tylko patrzeć, jak Ylva oddala się i znika za zakrętem, cały czas machając. Nigdy nie zapomnę tego dnia i z pewnością będę go wspominać bardzo miło.


Chcę tylko wspomnieć, że jeśli widzicie tu błędy, są one "oryginalne", tzn. takie wysłałam do Dania. Wcześniej nie zauważyłam ich i dopiero kiedy pisałam tego posta zauważyłam masę byków. Ale uznałam, że nie będę ich poprawiać, ogarnęłam tylko te drobne ortograficzne czy interpunkcyjne.
I jeszcze przepraszam, że nie pojawiają się posty, ale planuję zmienić trochę wygląd bloga (znowu). Dobra, ja was żegnam i życzę miłego dnia, a tymczasem jeszcze chyba w następnym tygodniu spodziewajcie się posta o czymś specjalnym, co zdarza się tylko raz w roku ;) Cześć!

~Adrienne

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Odblokowywanie Epony

Star Rider i Lifetime

Gdyby w DUD i DZW nadeszło lato